"Sam decydujesz o tym, co uwielbiać"
David Foster Wallace

sobota, 22 stycznia 2011

Studium obłędu

  • T.: "Czarny łabędź" ('Black Swan')
  • R.: Darren Aronofsky
  • O.: Natalie Portman, Vincent Cassel, Mila Kunis, Barbara Hershey, Winona Ryder
  • IMDb: 8.6/10
  • Rok: 2010
  Bądźcie gotowi na to, że tym razem nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Ci, którzy wkraczacie w tą rzeczywistość, musicie być świadomi, że krew, pot i łzy są w niej na porządku dziennym, wysiłek przeradza się w torturę, a ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny, przybiera tak dosłowną postać, że jedyne co pozostaje to zaakceptować go, bo walka nie sensu. Szykujcie więc nerwy ze stali i tony zimnej krwi, bo oto otwiera się przed Wami najbardziej przerażający i tajemniczy ze wszystkich znanych ludzkości realnych światów - świat... baletu.

  Pomysł, który dziś możemy oglądać w kinach w postaci "Czarnego łabędzia", zrodził się w umyśle Darrena Aronofsky'ego ponad 10 lat temu. Reżyser ten, mimo, że markę miał już wyrobioną ("Requiem dla snu"), nie cieszył się jednak zaufaniem wielkich wytwórni, które nie chciały ryzykować dając wolną rękę żółtodziobowi. Gdy brakiem doświadczenia twórcy tłumaczyć się już nie można było, głównym problemem stała się tematyka produkcji - bo kto chciałby oglądać film o balecie ? Takie stawianie sprawy jest jednak wielkim uproszczeniem - balet oczywiście towarzyszy temu dziełu odkąd był on tylko luźną ideą, ale na przestrzeni tych dziesięciu lat, scenariusz przechodził różnorakie zmiany, Aronofsky ulepił jego ostateczny kształt za pomocą, m.in. "Sobowtóra" Dostojewskiego i wyszła mu z tego niespotykana hybryda gatunkowa. O co konkretnie w niej chodzi ? Otóż, główna bohaterka - cicha, wychowana pod pantoflem, skupiona całkowicie na tańcu Nina (Portman), staje nagle przed szansą o jakiej większość baletnic może tylko pomarzyć - dostaje podwójną rolę, Białego i Czarnego Łabędzia w przedstawieniu "Jeziora Łabędziego". Sukces ten przyjdzie jednak drogo okupić, w czym niemały udział będzie miała, będąca jej zupełnym przeciwieństwem Lily (Kunis), która także ma chrapkę na rolę. Zatracona w pracy nad spektaklem Nina zaczyna stopniowo tracić kontakt z rzeczywistością.

Choć to na pierwszy rzut oka niemożliwe, pomiędzy "Czarnym łabędziem" a poprzednim filmem Aronofsky'ego, "Zapaśnikiem", jest bardzo dużo podobieństw. Pierwszym, najbardziej oczywistym jest wykorzystanie barwnego tła dla opisu dramatu głównego bohatera, tam był to świat wrestlingu, tu baletu. Obydwa, choć tak od siebie różne, mają to wspólne, że widz zna je ledwie powierzchownie, dostrzega tylko to, co ma zobaczyć, kulisy pozostają dla niego zakryte. Reżyser odkrywa je przed nami, ale wcale się na nich nie skupia, dla niego na pierwszym planie zawsze jest bohater. Nie zrozumcie mnie źle, sam w jakże barwnym wstępie do tego tekstu (oklaski! ;) dałem do zrozumienia, że tło w tej opowieści odgrywa kluczową rolę, ale to w żadnym stopniu nie jest paradokument - owszem Aronofsky sportretował hermetyczny świat baletu w sposób tak dokładny jak się to jeszcze nikomu przed nim w fabule nie udało (i chwała mu za to, bo w przeciwnym razie autor i wielu mu podobnych nadal sądziłoby, że balet to tylko strasznie szczupłe kobiety chodzące na palcach i kręcące piruety :P), lecz to nie o to tu chodzi. Całą naszą uwagę przykuwa bowiem główna bohaterka - Nina Sayers i toczący ją niczym rak, obłęd. Tak drodzy państwo, "Czarny łąbędź" jest niczym innym jak tylko, kolejną filmową opowieścią o stopniowym popadaniu w szaleństwo.

Mimo, że temat, wydawać by się mogło, ograny (że wspomnę tylko Polańskiego i Cronenberga), tutaj nie grozi nam znużenie, a to dlatego, że Aronofsky twórcą jest na tyle kreatywnym, iż absolutnie nie ogranicza się do zwykłego naśladownictwa. W jego filmie swobodnie przenikają się elementy charakterystyczne dla kilku gatunków - ani na moment nie opuszcza nas uczucie lekkiego napięcia towarzyszące najlepszym thrillerom, co rusz jesteśmy zaskakiwani scenami rodem z horrorów, a nad tym wszystkim unosi się dramat młodej, pozbawionej prywatnego szczęścia kobiety. Wszystko to świetnie wyważone, umiejętnie i z wyczuciem podane, no i ogólnie wysokiej klasy. To nie jest jakiś tam "dramat z elementami horroru" - jeśli reżyser chciał byśmy się w odpowiednich momentach bali, to wierzcie mi na słowo, udało mu się. Co ciekawe, ten efekt potrafi osiągnąć różnymi sposobami, zarówno typowo "horrorowymi" (nie stroni od krwi czy wręcz obrzydliwych scen fizycznych przemian) jak i prostym dialogiem. Fascynujący jest choćby rozwój stosunków między Niną, a jej matką (Hershey), daleko wykraczających poza zwykłe relacje dziecko - realizujący jego kosztem własne marzenia rodzic, czy spowite atmosferą seksualności momenty z udziałem Lily. Absolutne mistrzostwo osiąga to w genialnej scenie finałowej, gdzie napięcie nie pozwala spokojnie wysiedzieć w fotelu, a wszystkie elementy "eksplodują" w kulminacyjnym momencie. Szaleństwo dobiegło końca, kurtyna może pójść w dół, razem ze szczęką widza.

Nie byłoby jednak tego wszystkiego bez fascynującej bohaterki, a tą z całą pewnością tu znajdziemy. Nina jest spychana na dno szaleństwa przez rozrywający ją konflikt między dwiema postaciami jakie ma zagrać - w jaki sposób pogodzić w jednym ciele dwa przeciwstawne charaktery, jak uwolnić swoją mroczną stronę nie pozwalając jej przejąć całkowitej kontroli ? Gnębiona tymi wewnętrznymi konfliktami bohaterka staje dodatkowo wobec problemów ze światem zewnętrznym - stosunków z najbliższym otoczeniem i skrajnie wyczerpanym organizmem (tym sposobem wróciliśmy do podobieństw względem "Zapaśnika"). Można zadawać sobie pytanie do czego to wszystko prowadzi - czy oglądamy skutki szalonej pogoni za perfekcją, czy nieuniknionego konfliktu między sztuką a człowieczeństwem, a może po prostu niezdrowej rywalizacji i chorobliwej ambicji ? Wydaje mi się, że wszystko to jest po części właściwą odpowiedzią. Zamykanie "Czarnego łabędzia" w jakichś spójnych ramach interpretacyjnych nie ma większego sensu, bo nie sądzę by reżyserowi na tym zależało - czyż nie dał wystarczająco dużo poszlak wskazujących na to, że liczy się sam spektakl ? Ja w każdym bądź razie nie zamierzam się nad tym rozwodzić - wniosków po seansie można wyciągnąć dziesiątki i pewnie każdy będzie słuszny. Muszę natomiast napisać o czymś innym, mianowicie, sporo myślałem nad tym, że musi być w tym filmie jakaś skaza, coś co nie pozwala mi go wychwalać bez cienia wątpliwości - bo rzeczywiście, coś mnie po projekcji gryzło. Ciężko tu mówić o jakiejś obiektywnej wadzie, to raczej osobista uraza, której już nieraz dawałem wyraz w swoich tekstach, otóż, jak wspomniałem wyżej, tematyka "Czarnego łabędzia" nie należy do oryginalnych, a Aronofsky z dodatkową uciechą sięga do dorobku swoich starszych kolegów po fachu. Nie tylko Polańskiego czy Cronenberga, ale też Argento, a nawet Lyncha i pewnie jeszcze paru, których twórczości już nie ogarniam. Cóż, ja po prostu za czymś takim nie przepadam, przepraszam za to, bo wiem, że należę do mniejszości, ale uważam, że ten kto w swojej wypowiedzi (filmowej) musi się wspomagać innymi autorami, po prostu sam nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Absolutnie nie twierdzę, że dotyczy to Aronofsky'ego, ba, u niego te skojarzenia są na tyle delikatne, że zupełnie nie przeszkadzają w odbiorze, lecz sama ich obecność pozostawia lekki niesmak. Wiem, że się czepiam, ale co tam, Polak jestem, lubię narzekać ;)

Tyle słów poświęciłem reżyserowi i głównej bohaterce, a przecież o "Czarnym łabędziu" mówi się głównie w kontekście aktorskim i niesamowitej Natalie Portman, która za rolę Niny zgarnęła niedawno Złotego Globa, a za miesiąc dostanie Oscara (tak, to coś w tym zdaniu to pewność ;). Co tu dużo pisać - Portman tym występem przekroczyła granicę czegoś co zwykle nazywa się aktorstwem, balet zaczęła ćwiczyć na rok przed zdjęciami (wszystkie układy taneczne w filmie wykonała sama !), przez długi czas stosowała drakońską dietę - w sumie to zadziwiające, że sama wzorem swojej bohaterki nie popadła w obłęd. Metoda Stanisławskiego doprowadzona do skrajności - oczywiście wielkie brawa, ale z drugiej strony, jest to w jakimś stopniu przerażające. Porównywanie kogokolwiek do niej nie ma sensu, ale trzeba oddać honor pozostałym członkom obsady, bo wszyscy wypadli świetnie, szczególnie tyczy się to Kunis, której nie podejrzewałem  o takie umiejętności. Pozostając jeszcze przy sprawach technicznych, trzeba zwrócić uwagę na styl filmowania - głównie kamerą z ręki, co doskonale współgrało z napiętą atmosferą całego obrazu i w pewnym stopniu dodawało autentyczności scenom zakulisowym, a także ciekawą, również poza filmem, muzykę autorstwa Clinta Mansella, który połączył własne kompozycje z Czajkowskim.

  Nie ulega wątpliwości, że "Czarny łabędź" ma w sobie coś niezwykłego. Czy to jest historia, czy środki ekspresji, czy wykonawcy, tego nie wiem, ale pewne jest to, że ten film nikogo nie pozostawi obojętnym - jednych przerazi, innych oczaruje, jeszcze innych może rozczaruje, ale bezwzględnie jest on wydarzeniem, jakie na ekranach kin oglądamy stanowczo za rzadko. Spektaklem poruszającym wszystkie zmysły, takim, po którym cieszę się, że jestem kinomanem i nawet małe wady nie mogą mnie tego radosnego uczucia pozbawić. Tym bardziej jest to warte odnotowania, że ja nigdy nie byłem wielkim fanem Aronofsky'ego, a raczej, "lekkim-zwolennikiem-jego-niekonwencjonalnego-podejścia" i po "Czarnym łabędziu" nie oczekiwałem cudów - ach, jak miło jest się pomylić !
  • Ocena: 9/10
  • W skrócie: Mistrzostwo merytoryczne i techniczne

6 komentarzy:

  1. Trochę to nieczytelne ze względu na ciągłość tekstu : (
    Ale ogólnie zgadzam się z Twoją opinią : D
    Film świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, chyba o 2 w nocy mój mózg uznał, że nie potrzebuje osobnych akapitów ;) poprawiłem to nieco chałupniczo, następnym razem już nie zapomnę, wielkie dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytam dopiero za jakieś 2 miesiące, bo dopiero wtedy ten film wchodzi do kin studyjnych. Do multipleksów chodzę tylko w ostateczności;) yoasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest przecież w Kinie Pod Baranami :) i do tego do biletu dostaniesz tam pastę do zębów :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ale ja kolega z Gdańska;) yoasia

    OdpowiedzUsuń