- T.: 'Melancholia'
- R.: Lars von Trier
- O.: Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Sutherland, Charlotte Rampling, John Hurt, Alexander Skarsgard, Stellan Skarsgard
- IMDb: 8.0/10
- Rok: 2011
Najpierw szczere wyznanie: nigdy nie przepadałem za Larsem von Trierem. Nie wynika to z jego, eee "
kontrowersyjnych przekonań", którymi uznał za stosowne podzielić się z całym światem podczas festiwalu w Cannes (tak swoją drogą, cała ta sprawa została według mnie za bardzo rozdmuchana), ale ze zdecydowanie bardziej prozaicznej przyczyny. Otóż, nie jestem wielkim fanem jego filmów. "
Po prostu ich nie rozumiesz" - pozwólcie, że odpowiem sobie sam używając tego najpospolitszego argumentu przeciwko każdemu, kto ośmieli się skrytykować duńskiego reżysera. I tu niespodzianka. Zaryzykuję bowiem stwierdzenie, że rozumiem je, a przynajmniej staram się zrozumieć, na swój sposób oczywiście, bo jednej, właściwej interpretacji to nie zna chyba nawet sam twórca. Nie przepadam za nimi z prostego powodu: wolę artyzm innego rodzaju - mniej skupiony na samym reżyserze i jego problemach ze światem, a bardziej na tym, co chce się przekazać widzowi. Czyli, mówiąc krótko, współczuję Panu von Trierowi jego nieustannej depresji, ale proszę mi wybaczyć, mnie Pan w nią nie wciągnie. Na pokaz 'Melancholii' szedłem więc z mieszanymi uczuciami, gnany głównie ciekawością, czym to się tak wszelkiej maści krytycy zachwycają, a wyszedłem... z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Niezbyt to chwalebne, ale przed seansem miałem szczerą nadzieję, że to co zobaczę dostarczy mi mnóstwa powodów, by 'Melancholię' bezlitośnie zjechać - nic z tego. Duńczyk po raz kolejny bowiem udowodnił, że można go nie lubić, ale nie można nie doceniać.