"Sam decydujesz o tym, co uwielbiać"
David Foster Wallace

wtorek, 26 października 2010

Krwawa baśń

  • T.: 'Essential Killing'
  • R.: Jerzy Skolimowski
  • O.: Vincent Gallo, Emmanuelle Seigner
  • IMDb: 7.5/10
  • Rok: 2010
  Bardzo irytuje mnie postawa, która na polskim podwórku jest szczególnie mocno widoczna - otóż, nieważne jakie mamy pojęcie na temat danej dziedziny, ba, czy w ogóle kiedykolwiek się nią interesowaliśmy, wystarczy, że nasi rodacy odniosą w niej jakiś sukces, a my już lgniemy do tego jak pszczoły do miodu. Przykłady można mnożyć (np. w sporcie), ale tu odnoszę się oczywiście do kina i do Pana Jerzego Skolimowskiego, który został niedawno laureatem Nagrody Specjalnej Jury 67. Festiwalu Filmowego w Wenecji, co natychmiast zostało pochwycone przez krajowe media, które reżysera wykreowały na niemalże bohatera narodowego (ani słowem nie wspominając o jego wcześniejszych dokonaniach), a dyskusje o jego filmie usłyszeć można było prawie wszędzie - mimo, że niewielu go wtedy tak naprawdę widziało, a myślę, że co poniektórzy niespecjalnie orientowali się nawet co to jest ten cały festiwal i czemu akurat w Wenecji... Szczyt żenady osiągnęło to podczas "uroczystej premiery w Złotych Tarasach", towarzystwo takie, że brakowało tylko proboszcza i wstęgi do przecięcia ! Uuf... bardzo Was przepraszam za te żale, ale po prostu strasznie mnie takie coś wkurza. Na całe szczęście nie odrzuciło mnie to od samego filmu, o którym postaram się wystukać parę zdań już w zdecydowanie bardziej pozytywnym klimacie.

  Już na pierwszą scenę 'Essential Killing' trzeba zwrócić baczną uwagę. Jest ona bowiem praktycznie jedynym momentem filmu, z którego możemy domyślać się kim tak naprawdę jest główny bohater (Vincent Gallo, IMDb mówi, że w filmie nazywa się Mohammed, szczerze mówiąc nie wiem, może coś przegapiłem, dlatego wolę zostać przy bezimiennej wersji). Obserwujemy w niej trójkę dzielnych, amerykańskich chłopaków, broniących demokracji palących trawkę gdzieś na pustyni w Afganistanie, którą to czynność brutalnie przerywa im jeden z miejscowych. Cały problem polega na tym, że nie mamy pojęcia czy wyżej wymieniony jest jednym z tych złych czy wręcz przeciwnie. Oglądamy jak ucieka i chowa się na widok żołnierzy, ale broń znajduje dopiero przy jakimś ciele, nie ma jej przy sobie, a używa jej dopiero gdy jego kryjówka zostaje odkryta. Oczywiście zatajenie tożsamości pierwszoplanowej postaci to celowy zabieg reżysera, który utrzymuje on przez cały film (z małymi wyjątkami - o tym za chwilę), podkreślając to jeszcze tym, że Gallo nie wypowiada ani jednego słowa, co najwyżej słyszymy jego krzyk. Wróćmy jednak do fabuły - nasz bohater ucieka jednej grupie Amerykanów, ale z kolejną nie ma już szans, obezwładniony i ogłuszony zostaje poddany przesłuchaniu i torturom - te sceny ogląda się jak w najlepszym thrillerze wojennym, nie przyzwyczajajcie się jednak, to nie potrwa długo. Zaraz potem obserwujemy już transport więźniów do jednego z tajnych więzień CIA w Europie Wschodniej (w Polsce konkretnie, prawdopodobnie gdzieś na Mazurach), który nie przebiega stuprocentowo zgodnie z planem, przez co naszemu bohaterowi udaje się uciec, a my możemy zostać świadkami jego wędrówki przez zmrożone lasy z żołnierzami i psami tropiącymi na karku.

Od momentu ucieczki Bezimiennego całkowitej zmianie ulega atmosfera filmu. Z mocnego thrillera, o którym wspomniałem, staje się on czymś w rodzaju surrealistycznego snu. Sceny dramatycznego pościgu (ciągle trzymające w napięciu) mieszają się z hipnotycznymi wizjami bohatera, który wyczerpany i wygłodniały powoli traci wszelkie znamiona człowieczeństwa. To "zezwierzęcanie się" głównej postaci jest zresztą dla reżysera jednym z ważniejszych wątków. Z detalami pokazuje on nam do czego zdolny jest człowiek doprowadzony na skraj życia i śmierci - obrazy pożywiania się owadami czy ataków na innych ludzi na długo pozostaną mi w pamięci (chociaż niespecjalnie mam na to ochotę). Bohater grany przez Gallo upada tak nisko, że jedyny akceptujący jego obecność osobnik to napotkany przypadkowo... pies. Mimo wszystkich tych okropieństw serwowanych widzom hojnie przez reżysera, nie mogłem pozbyć się uczucia lekkiego zmieszania podczas seansu. Czemu mnie to nie odrzuca ? Czemu oglądam to bez wielkiego przejęcia ? Cóż, mam nadzieję, że nie jest to wyraz mojego braku człowieczeństwa ;P Nie, problem polega raczej na tym, że Skolimowski stworzył 'Essential Killing' na wzór bardzo pokręconej, dziwacznej baśni. Czegoś w stylu "antybaśni". Przypatrzcie się uważnie podczas oglądania - groteskowe sceny ataków na ludzi zestawione z niemożnością oddania strzału do sarny, chowanie się w paśniku, niesamowita biel lasu kontrastująca ze szkarłatem krwi, że o jednej z ostatnich scen, gdy bohater odjeżdża na... (nie jestem taki, nie powiem, sami zobaczcie :) - to wszystko tworzy specyficzny klimat, którego nie da się jednoznacznie zakwalifikować. Przez to film Skolimowskiego jest tak trudny w ocenie - z jednej strony chciałoby się krzyknąć: przejmujący, straszliwy, odrzucający, ujawniający prawdziwą naturę człowieka. Z drugiej jednak, jest w nim coś, co po prostu mi się podoba. Z czasem odkrywam, że mimo nagannych czynów jakie popełnia bohater, zaczynam mu mimowolnie kibicować - przecież to baśń, a one muszą się dobrze kończyć. Udało się reżyserowi coś nadzwyczajnego - stworzył wizję sugestywną, a jednocześnie ujął ją w wielki nawias. 'Essential Killing' nie da się brać w 100% na poważnie, ten film to wielka metafora, którą można interpretować na wiele sposobów. Czy to jako walkę o przetrwanie za wszelką cenę, czy ilustrację tezy, że człowiek jest częścią natury i w końcu do niej powróci, czy może na jakiś zupełnie inny, który to twórca miał na myśli. Każdy może to dzieło odczytywać na własny sposób, nie wierzę by znalazło się jedno, właściwe rozwiązanie.

W swojej wizji Skolimowski nie pozostaje jednak bezbłędny, co ma istotny wpływ na odbiór całości filmu. Mam tu na myśli irytujące wstawki ze snu (?) głównego bohatera, pokazujące fragmentarycznie jego przeszłe życie i mocno sugerujące kim tak naprawdę jest. Nie wiem, po co reżyser umieścił to w filmie, według mnie burzy to całą misternie układaną konstrukcję nieznajomości postaci, a jednocześnie sprawia, że 'Essential Killing' nie może odciąć się od politycznych powiązań, których twórca tak bardzo stara się unikać we wszystkich wywiadach. Niestety, ale mam wrażenie, że przez te wstawki tylko wsadził kij w mrowisko i stracił pozycję bezstronnego arbitra - szkoda, bo mogło się bez tego obyć. Poza tym bolesnym zgrzytem trudno jednak tejże produkcji coś jeszcze zarzucić. Zdjęcia są przepiękne (aż za bardzo jak na Polskę, kręcono w Norwegii), a kamera utrwala krajobrazy w sposób taki, że tylko zrobić stopklatkę, oprawić i na ścianę. Brawa należą się również za sceny pościgu - ma się wrażenie, że to my jesteśmy osaczeni. Kamera podąża tuż za plecami bohatera, ciężko jest stracić orientację, naprawdę fajnie zrobione, bo rzadko się dziś spotyka ten styl filmowania.

  Pytanie zasadnicze musi brzmieć tak: czy jest się czym zachwycać, czy nie ? Problem w tym, że odpowiedź już nie może być tak jasna. 'Essential Killing' to absolutnie nie jest kino dla każdego i tu padło ofiarą głupoty mediów i dystrybutora (patrz: plakat powyżej i najbardziej bzdurne hasło reklamowe roku), którzy przedstawili je jako, tzw. 'must see'. Nie oszukujmy się, przeciętny polski zjadacz popcornu widząc faceta z bronią, ładną kobietę i typa spod ciemnej gwiazdy wie już mniej więcej czego powinien się spodziewać - tutaj tego nie dostanie, będzie więc wyładowywał frustrację w internecie, obniżając ocenę filmu i pisząc komentarze typu "WIELKIE ROZCZAROWANIE". Skolimowski zrobił coś, za co słusznie został doceniony na poważnym festiwalu i co docenić mogą ludzie, którzy od kina oczekują czegoś więcej niż taniej akcji. Pomyśl przez chwilę drogi widzu, skup się, a na pewno zostaniesz wynagrodzony. Nie ma możliwości, żeby 'Essential Killing' nie spodobał się komuś kto poświęci mu choć trochę czasu, także po seansie, bo jest to obraz, który nie daje łatwo o sobie zapomnieć (powiem tylko, że po wyjściu z kina miałem więcej negatywnych myśli niż pozytywnych, kilka godzin później - już zgoła odmiennie :)
  • Ocena: 9/10
  • W skrócie: Surrealizm pełną gębą. Z Talibami!

3 komentarze:

  1. Esencial bardzo mi sie podobał, ale widziałam niedawno "Diamenty nocy" i widzę zbyt duzo podobieństw.. kopia czy inspiracja? yoasia

    OdpowiedzUsuń
  2. O kopię absolutnie bym Skolimowskiego nie oskarżał, ale o inspirację tak, na jakimś poziomie na pewno! Skojarzenia są przecież oczywiste i z całą pewnością reżyser zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie poczytywałbym tego za wadę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ależ ja nie oskarżam:) po prostu zdziwiła mnie ilość analogii pomiędzy tymi filmami;) yoasia

    OdpowiedzUsuń