"Sam decydujesz o tym, co uwielbiać"
David Foster Wallace

sobota, 20 listopada 2010

Dorósł ?

  • T.: "Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I" ('Harry Potter and the Deathly Hallows: Part I')
  • R.: David Yates
  • O.: Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint, Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, David Thewlis
  • IMDb: 8.4/10
  • Rok: 2010
  Długo nie byłem przekonany co do słuszności pisania tego tekstu - wszystko z troski o Ciebie drogi czytelniku. Otóż, niżej podpisany ma sporo słabości, a jedną z nich jest cykl książek/filmów o najsłynniejszym okularniku świata, w których gustuję od lat, jeśli dobrze liczę, dziesięciu (uprzedzając kpiący uśmieszek na wielu twarzach: nie, nie wstydzę się lubić Harry'ego Pottera w wieku 21 lat... są gorsze przypadki - to temat na długi artykuł, może go kiedyś popełnię). Z tego powodu zachodziły usprawiedliwione obawy, że kierując się sympatią mógłbym gdzieś po drodze zagubić obiektywność - na całe szczęście rozwiązanie przyniósł mi sam film. Nie będzie potrzeby wyginania języka dla ukrycia mielizn fabularnych i technicznych - nareszcie zekranizowany 'Potter' broni się sam.

  Zacząć trzeba od garści informacji praktycznych. "Insygnia Śmierci" są ostatnią książkową odsłoną cyklu autorstwa J.K. Rowling, na potrzeby kina zostały jednak one podzielone na dwie osobne części, co, pomijając oczywisty aspekt finansowy (zarobi się dwa razy na tym samym), wydaje się dobrą decyzją z fabularnego punktu widzenia. Siódmy 'Potter', podobnie zresztą jak jego poprzedniczki, jest literacką cegłą i próba zmieszczenia wszystkich wątków w jednym filmie musiałaby się równać ich nadmiernemu uproszczeniu, czy wręcz usunięciu kilku - co jest istotne nie tyle dlatego, że ortodoksyjni fani byliby oburzeni (i tak będą ;), ale raczej z powodu spójności całej opowieści. "Insygnia Śmierci" są kawałkiem naprawdę dobrej powieści, w której prawie wszystkie elementy są idealnie wyważone, więc wydaje mi się, że zostawienie ich bez większych zmian w stosunku do oryginału jest najlepszym co mogli twórcy zrobić. Jak się kończy nadmierne "cięcie" widzieliśmy choćby na przykładzie dwóch poprzednich filmów. Jednakże, mimo znacznego wydłużenia czasu projekcji i tak nie ma go wystarczająco dużo na zbytnie wgłębianie się w postępowanie bohaterów. Wbrew pozorom to wielki plus tej produkcji ! Twórcy doszli (nareszcie) do wniosku, że przy ostatniej części można już widzom zaufać, że co nieco o świecie przedstawionym wiedzą i nie trzeba każdej rzeczy osobno wyjaśniać. Mniej obeznany z "potterowską" terminologią oglądający może się w pewnym momencie poczuć przytłoczony nieznanym słownictwem, czy nawet brakiem wytłumaczenia tak elementarnej rzeczy jak, za czym główni bohaterowie się uganiają przez cały film. Cóż, mnie to nie przeszkadza, ba nawet byłem zadowolony, że nigdzie się nie zgubiłem :), zdecydowanie nie polecam jednak rozpoczynania przygody z cyklem od ostatniej odsłony - to już wyższa szkoła jazdy.

Wspomniałem, że bohaterowie przez cały film się za czymś uganiają - tym czymś są oczywiście horkruksy (nie będę taki, wiem, że mogą mnie czytać mugole nie-fani książek, dla nich wyjaśnienie - horkruks to część duszy Voldemorta, którą to ukrył on w jakimś przedmiocie, żeby go zabić, trzeba najpierw je wszystkie zniszczyć), śladem których, Harry, Ron i Hermiona podążają ścigani przez Voldemorta i jego popleczników. Świat wokół nich zmienił się jednak nie do poznania w porównaniu z wcześniejszymi filmami. Siły zła opanowały praktycznie każdy zakątek, nawet będący uosobieniem bezpieczeństwa Hogwart i potężne Ministerstwo Magii. Trójka nastolatków w tym złowrogim otoczeniu może liczyć tylko na siebie nawzajem, a i to nie do końca, bo między nimi samymi szybko pojawiają się pęknięcia. Tak mniej więcej przedstawia się fabuła pierwszej połowy finału. Muszę przyznać, że miałem lekkie obawy wobec dynamiki tejże. W końcu, wszystko co najefektowniejsze ma miejsce w drugiej połowie, dlatego spodziewałem się, że natrafię na spore przestoje i dłużyzny. Tak rzeczywiście jest, ale ku mojemu zaskoczeniu, udało się je w miarę sensownie zapełnić właśnie problemami osobistymi z jakimi zmagają się bohaterowie. Świetnie oddano konflikt, który rozgrywa się w każdym z trójki osobno - to tylko dzieciaki, a wyznaczono im zadanie, któremu sprostałoby niewielu dorosłych. Nie raz i nie dwa oglądamy jak wylewają na zewnątrz swoje żale i rozgoryczenie. Szczególnie tyczy się to Rona i Hermiony, którzy porzucają bezpieczne rodzinne schronienie i wyruszają w mogłoby się zdawać beznadziejną podróż, która ich nawet bezpośrednio nie dotyczy. Czasem napięcie między bohaterami jest większe niż w scenach akcji - przynajmniej w książce. W ekranizacji niestety nie wygląda to tak dobrze, a to za sprawą aktorów... no dobra, jednego aktora, Daniela Radcliffe'a, który po raz kolejny udowadnia, że przerasta go konieczność zagrania czegoś więcej niż ładnego uśmiechu. Harry Potter w jego wykonaniu jest sztywny, pozbawiony werwy jaka cechuje książkowy oryginał, w towarzystwie swoich ekranowych partnerów - Emmy Watson i szczególnie Ruperta Grinta, gaśnie całkowicie. Szkoda, bo po poprzedniej części, zdawało mi się, że poziom idzie u niego w górę, a tu taki klops. Ocenę podnosi mu w sumie tylko jedna scena (poza sekwencjami akcji - tu radzi sobie bardzo dobrze), kto wie czy w ogóle nie najlepsza w całym cyklu, idealnie ukazująca bezsilność bohaterów, tym lepsza, że nie pada w niej ani jedno słowo (powiem tylko, że dużą rolę odgrywa w niej Nick Cave ;).

Rozterki trójki czarodziejów swoją drogą, ale "Harry Potter" to ma być przede wszystkim widowisko i "Insygnia Śmierci" znakomicie sobie w tym względzie radzą. Zdecydowanie najlepsze w cyklu efekty specjalne (powietrzny pościg - palce lizać), świetnie przeplatają się z kapitalnym humorem. Tak, humorem. Nie wierzcie w to co piszą w większości recenzji, że film jest bardzo mroczny, że co chwila ktoś ginie i ogólnie w depresję można wpaść po seansie. Oczywiście, jest mroczniej niż do tej pory, klimat stał się bardziej poważny, ale nie wpadajmy w skrajności. Twórcy dobrze potrafią rozładować napiętą atmosferę gestem, słowem, ba nawet całą, skomplikowaną sekwencją, jaką jest mająca wręcz pythonowski charakter scena w Ministerstwie Magii (oklaski dla rewelacyjnego Davida O'Hary). W ogóle cały film jest jakiś taki inny w porównaniu do poprzednich. Sporą zasługę ma w tym zmiana scenerii - akcja książki rzuca bohaterów po całej Wielkiej Brytanii, z czego skrzętnie skorzystali scenarzyści i operator (słynny Eduardo Serra), wydostając kamerę z wnętrza Hogwartu i raz po raz racząc widza zapierającymi dech w piersi widokami. Jednak największe znaczenie dla zmiany klimatu filmu ma fakt, że nareszcie oprócz brytyjskich aktorów i reżysera udało się zachować również brytyjskiego ducha opowieści. Rzecz to wręcz zadziwiająca przy dzisiejszej amerykanizacji kina, szczególnie w takiej produkcji. Naprawdę, oglądając "Insygnia Śmierci" nie mogłem uciec od myśli, że z poprzednimi odsłonami nie mają one wiele wspólnego. Powiem wręcz, że film dorósł wraz ze swoimi bohaterami - nie przypominam sobie żadnej sceny, na którą patrzyłbym z politowaniem, żadnego wpadania w przesadzony patetyzm, wszystko było idealnie wyważone i wyśrodkowane. Kino pełną gębą !

  Teraz mógłbym pisać, że film jest za długi, że momentami przegadany, że pełen bohaterów, których udział zmarginalizowano do jednego zdania, tylko po to, żeby pokazali twarz na ekranie, że w sumie jak na osobną część niewiele z niej wynikło w kontekście posunięcia akcji do przodu - ale po co ? To nie jest produkcja, po której spodziewamy się triumfu na międzynarodowych festiwalach, to Harry Potter. Czy najlepszy z dotychczasowych ? Najlepszy od dawna, to na pewno. Czy lepszy od "Więźnia Azkabanu" to kwestia indywidualna. Tak czy siak, pozostaje kinem rozrywkowym pierwszej próby i jeśli finał właściwy (premiera dopiero/już w lipcu) utrzyma jego poziom, będzie można mówić o jednak udanej ekranizacji.
  • Ocena: 7/10
  • W skrócie: Parafrazując Wojtka Orlińskiego: "Nie ma lepszej rekomendacji dla filmu, niż dwie gwiazdki w Co jest grane" :D

7 komentarzy:

  1. Mate na prezydenta!

    OdpowiedzUsuń
  2. W Wyborczej pisali, że Radcliffe właśnie gra najlepiej a Watson i ten rudy tylko statystują, ale co człowiek to opinia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, też to czytałem, no nie wiem, jak dla mnie to z niego drewno nieziemskie jest :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, rozwalił ,mnie cytat Wojtka Orlińskiego, nigdy wcześniej go nie słyszałam, a doskonale oddaje to wszystko. Wczoraj podajże czytałam recenzje w "Co jest grane?" i oczywiście zjechali równo, jedynie powiedzieli, że obroniła się Helena Bonham Carter w roli Bellatrix (z czym się w 100% zgadzam, bo wyszła jak zawsze bosko) i animowny Zgredek. Ogólnie uważa,. że to najlepsza z potterowych części. Pozdrawiam, Gall Anonim ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładny cytat z WO brzmi: "Nie ma lepszej rekomendacji dla filmu, niż JEDNA gwiazdka w 'Co jest grane'" :D Świetnie to ujął, recenzje Felisa i Mossakowskiego mnie czasem po prostu rozwalają ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. 7/10? W życiu! 8,5/10 ;) yoasia

    OdpowiedzUsuń
  7. Połówek nie daję ;) No i zostawmy sobie coś na finał :)

    OdpowiedzUsuń